poniedziałek, 26 września 2011

Bikini



i to bynajmniej nie moje, ale Janusza L. Wiśniewskiego ;)
Szczerze mówiąc podchodziłam do tej książki jak do jeża, sama sobie mówiąc, że gruba {ma 432 strony}, że duża {prawie A4}, aż w końcu sięgnęłam po nią i.... nic się już nie liczyło, ani nic mi już nie przeszkadzało.
Ta książka nie pozostawi nikogo obojętnym. Bo albo ktoś ją polubi albo znienawidzi. Każdy kto przeczytał choć jedną książkę Janusza Wiśniewskiego ten wie, że autor ma bardzo literacki i malowniczy język. Z jednego wątku zgrabnie przeskakuje w drugi, tak, że nawet czytelnik nie zauważa, że czyta już o czymś innym. Taki styl może też wkurzyć, ale ja akurat za nim przepadam, choć przyznam, że niektóre odskocznie w Bikini były jak dla mnie, zupełnie zbędne :)
Rzecz dzieje się w latach wojennych i powojennych ubiegłego wieku w Niemczech i Ameryce. Dwoje ludzi kochających fotografować spotyka się w dotkniętych wojną Niemczech by z tamtąt przenieść się do Ameryki.
Akcja dzieje się dwubiegunowo. Najpierw poznajemy Annę, która pokazuje zniszczone Drezno swoimi oczami i aparatem i w tym samym czasie, wysłanego przez swoją gazetę, by zrobić reportaż o wojnie widzianej z bliska, Stanley'a. Tych dwoje pewnego dnia łączy miłość do fotografii. Spotykają się i zachwyceni sobą, razem wracają do Ameryki. Anna zatrudniona zostaje w New York Times i razem ze Stanley'em pracuje nad reportażami. Życie biegnie swoimi torami do czasu, gdy nie wyjedzie na tytułowe Bikini...
Książka pokazuje zmagania wojenne oraz to co po niej, jak zmienia się człowiek gdy przeżyje, zobaczy wiele okrucieństw, gdy widzi jak giną jego bliscy. Tradycyjnie u Wiśniewskiego postacie są nietuzinkowe, odważne, kreatywne, piękne. Jedyne co mi się w książce nie podobało to zakończenie, ale jeśli chcecie wiedzieć jak ona się zakończyła musicie po nią sięgnąć sami :)
Serdecznie polecam!